W końcu obejrzałam ten i film i cieszę się każdą minutą, którą temu obrazowi poświęciłam. Urzekło mnie, że można pokazać emocje bez całego tego filmowego blichtru, bez sztucznych dialogów i bez "ekscytujących" scen łóżkowych- swoją drogą dłuuuugo już nie widziałam nic bardziej erotycznego, niż scena w której Bob kładzie dłoń na stopach Charlotte... . Można tyle powiedzieć, nie używając słów. Każdy z nas czuł chyba taki stan, kiedy mimo mnogości ludzi wokół czuł się samotny, wielu z nas poczuło też pewnie dalekość bliskich osób. Ech- piękny film i tyle, nawet trudno go chwalić słowami, bo się go po prostu czuje.
:) Szkoda, że reszta filmów Coppoli nie stoi na tak wysokim poziomie. Choć w Somewhere czuć nie co atmosferę z "Między Słowami".
Może macie podobne spostrzeżenie, scenariusz tego filmu był na początku kiepską komedią romantyczną. Od niej ucinano kolejne niepotrzebne fragmenty dialogów, dodano świetną muzykę i obsadę. Tak to moim zdaniem powstało.
Zgadza się. Z czasem film dojrzewał. A ostatnia scena bardzo bolesna dla bohaterów, przynajmniej dla Charlotte... W czasie filmu się zastanawiałem czy już są po czy jeszcze nie, bo myślałem, że nie uwaznie oglądałem. Nic takiego nie miało miejsca i chyba to jest na plus dla filmu. Nowa znajomość nie zakończona seksem.
Właśnie to mi się podoba. Zwykle amerykańskie podejście jest takie "jak jest seks to jest miłość, bez niej nie". Nie lubię tego, nie mogę obejrzeć filmowej wersji Solaris bo mnie odrzuca co zrobili z tą piękną historią. A "między słowami" cudna opowieść jak "Cierpienia młodego Werthera".
ArialBlack- z innych filmów Coppoli znam tylko "Marię Antoninę" i tam rzeczywiście, głównie stroje mnie urzekły. Powiadasz, że "Między miejscami" ma podobny klimat? Obejrzę zatem.
Endofalilhope- nie wiedziałam o tym dojrzewaniu filmu, ale wiem, że dobrze to filmowi zrobiło, bo rzeczywiście łatwo byłoby z tego zrobić ckliwą historyjkę z finałem w łóżku. Mnie też zdecydowanie bardziej intrygują niedopowiedzenia. No przynajmniej w tym filmie aż zestresowana cała byłam, że reżyser sknoci sprawę wpychając ich w oczywisty sposób w scenę łóżkową.
Wigrus1- a ja myślę, że tak naprawdę nie wiemy, czy znajomość była "z seksem, czy bez".
Venuswo nie wiem jak naprawdę wyglądało pisanie tego scenariusza ale takie są moje podejrzenia. Chyba prawdopodobne?
Endofallhope- myślę, że bardzo prawdopodobne:). Niemniej minimalizowanie słów, scen (szczególnie tych erotycznych) musiałoby być dość ryzykowne w fazie powstawania filmu. Bo przecież doskonała większość reżyserów uważa, że to właśnie widza "kręci".
To w takim razie na co, po co ta noc z gwiazdką z baru???? Przecież to zepsuło (w moim odczuciu) absolutnie całą historię i postrzeganie Boba.
Zgadzam się - film na wysokim poziomie, niebanalny, erotyczny. A do tego świetna muzyka.
W najbliższym czasie mam w planie obejrzeć raz jeszcze, bo zupełnie nie zwróciłam uwagi na muzykę. Pamiętam tylko tę z karaoke:).